w wywiady

W skandynawskim stylu

Tym razem postawiliśmy na Skandynawię, a dokładniej mówiąc – na blog Minty House, który jest źródłem niezwykłych inspiracji i aranżacji dla domu i ogrodu, przepełnionych motywami zaczerpniętymi wprost z północy Europy. Postanowiliśmy podpytać samą redaktorkę bloga - Ewę Szymczak, na temat jej pasji i zamiłowania do przedmiotów skandynawskich.


Ewa Szymczak - redaktorka bloga Minty House /  zdjęcie: Diana Domin

Ewo, od raz nasuwa mi się pytanie – dlaczego Skandynawia? Nie wydaje mi się jednak, że wszystkim dobrze znana sieć IKEA, gra tutaj zasadniczą rolę, prawda?

Kilka lat temu z naszymi przyjaciółmi wynajęliśmy dom letni w Danii. Był sierpień, kwitły tam wtedy wrzosowiska. Zakochałam się i w domu, w którym mieszkaliśmy przez tydzień naszych wakacji, w przyrodzie wybrzeża Morza Północnego i we wszystkich maleńkich, ale bardzo klimatycznych sklepikach z przedmiotami do dekoracji i wyposażenia wnętrz. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Od tej pory do Danii wracamy co jakiś czas po inspiracje i przedmioty, które w Polsce ciężko znaleźć.

Szwedzką IKEA bardzo lubię, ich produkty w naszym domu stanowią dobrą, praktyczną bazę (szczególnie kuchnia) ale faktycznie to inne meble i sprzęty wiodą u nas prym. Nasz dom to na pewno nie 100% skandynawskiego stylu. Lubimy mieszać typową Skandynawię z elementami orientalnymi (zawsze jednak prostymi w formie), przedmiotami z duszą, pochodzącymi z targów staroci czy zdobytych inaczej (cudem czasem), a także rodzinnymi pamiątkami, które są dla nas bardzo ważne (Maryjka po Babci, stara mglownica z babcinego strychu).



Stylizacja mieszkania Ewy

Nie myślałaś nigdy o wyjechaniu na stałe do jednego z krajów Skandynawii?

Kiedyś przeszło nam przez myśl by wyjechać, ale jestem przekonana, że nigdy do tego nie dojdzie. Dania czy Szwecja dzięki temu pozostaną dla mnie ciągłym objektem westchnień i tęsknoty. Będę tam mogła wracać za każdym razem jak na skrzydłach. A potem wracać do naszego domu tu, w Polsce, bogatsza o zapamiętane obrazy i kilka nowych fantastycznych pamiątek.

A dlaczego „Minty House”?

Minty House - mięta to świeżość, orzeźwienie i taki miał być nasz nowy dom, do którego wprowadziliśmy się 7 lat temu. Zależało nam na jasnym świetle i przestrzeni. Do tego dodałam pastele, głównie w kolorze miętowym i wszelkich jego odcieniach. Nazwa bloga i sklepu była zatem dość oczywista, chciałam zarazić ludzi tymi swoimi miłościami wnętrzarskimi.


Wygląd bloga Minty House

I udało Ci się! A skąd czerpiesz pomysły na swoje aranżacje?

Aranżacje, które widać na moich zdjęciach najczęściej powstają zupełnie spontanicznie. Pomysły przychodzą wraz z nowym, pięknym przedmiotem, który trafia w moje ręce. Zaraz zaczynam chodzić po domu i zbierać inne, pasujące rzeczy, tkaniny. Mam to szczęście, że mamy spory ogród, w którym zawsze mogę zerwać kwiaty, gałązki czy owoce, które wpiszą się w tworzone stylizacje. Natura jest dla mnie wielką inspiracją i chętnie przynoszę ją do domu i pokazuję na zdjęciach.

Z boku panelu na stronie znajduje się wypunktowana lista blogów, które jak sądzę, regularnie odwiedzasz. Większość z nich jest zagraniczna. Czy one są również Twoją inspiracją?

Nazwy blogów, które znajdują się w bocznym panelu bloga są angielsko języczne, ale większość z nich to blogi prowadzone przez zdolne Polki. Listę muszę uzupełnić bo udało mi się skasować większość przypadkiem. Kiedyś było na niej kilkadziesiąt blogów. Wszystkie są dla mnie inspirujące, bo ich autorki to wspaniałe kobiety (mężczyzny nie ma w tym gronie niestety, ale to zapewne kwestia czasu).

Na blogu napisałaś: „Mój blog to moja szczególna, bliska mi wirtualna przestrzeń, w którą wkładam serce i czas. Blog to też część mojej zawodowej pracy. Tworzę go od ponad 4 lat”. Zdradź nam proszę, co składa się więc na Twoją główną pracę?

Tak, blog to częśc mojej zawdowej pracy. Kiedyś pokazywałam na nim przedmioty z mojego sklepu. Klientom łatwiej było podjąć decyzję o zakupie, mogąc zobaczyć przedmiot w użyciu. Teraz sklep nie działa, a ja na blogu czasem promuje inne biznesy i marki. Dzięki doświadczeniom jakie zdobyłam w ciągu czterech lat poprzez robienie mnóstwa zdjęć, teraz mogę tworzyć sesje do magazynu Pure Passion, a także dla zagranicznych czasopism wnętrzarskich. Kocham ten blog, bo to od niego wszystko się zaczęło, a jego czytelnicy wciąż motywują mnie do działania.

Tylko pozazdrościć takiej pasji! Na blogu widać, ze współpracujesz z wieloma znanymi markami oraz sklepami. Jak to wygląda? Czy to firmy same się do Ciebie zgłaszają czy to może Ty wychodzisz im naprzeciw z propozycją współpracy?

Moja współprca z markami czy sklepami zawiązuje się w bardzo różny sposób. Czasem zgłaszają się sami, czasem to ja wychodzę z inicjatywą. W tej chwili blog również wspomaga promocyjnie reklamodawców z magazynu Pure Passion.


Współpraca z marką Alessi

No właśnie. Publikujesz ten magazyn cyklicznie. Opowiedz nam o nim więcej! Skąd wziął się na niego pomysł? Kim są jego główni odbiorcy?

Magazyn Pure Passion to spełnienie moich marzeń. Chciałam stworzyć przestrzeń, w której będę mogła decydować, jak i co pokazać i dalej zarażać ludzi pięknem, które nas otacza i które warto dostrzec. Magazyn jest też odpowiedzią na brak możliwości pokazywania tego wszystkiego w magazynach, które już istniały, nie łatwo nawiązać z nimi współpracę.

Motywacją były też publikace moich zdjęć w australijskim magazynie internetowym. Kerryanne, która jest wydawcą magazynu, pokazywała zdjęcia w niesamowity sposób, tak, że były bohaterami stron. Współpraca z nią wiele mi dała. Ale magazyn nie powstałby gdyby nie moja zdolna koleżanka Diana Domin. To ona napisała do mnie któregoś dnia: Róbmy to! I tak wszystko się zaczęło. Ja zbierałam materiały, zapraszałam do współpracy innych, a Diana wszystko złożyła w całość.

Jestem przeszczęśliwa, że mogę współpracować z fantastycznymi ludźmi, którzy tworzą magazyn razem z nami: blogerzy, fotografowie, graficy, pasjonaci. Jestem bardzo dumna, że zaproszenia do udziału w magazynie przyjmują osoby i firmy, które są na moim piedestale od długiego czasu.

Odbiorcami magazynu są bez wątpienia wnętrzarsko zakręceni i poszukujący inspiracji, również czytelnicy mojego bloga i obserwatorzy stron naszych bohaterów i współtwórców.

Jestem przeszczęśliwa, że mogę współpracować z fantastycznymi ludźmi, którzy tworzą magazyn razem z nami: blogerzy, fotografowie, graficy, pasjonaci.

Gratuluję tak wielkiego sukcesu! Po jednym ze zrealizowanych projektów na blogu pojawiły się takie słowa: „Dziękuję (…)w szczególności mojej rodzinie, która z wielkim zrozumieniem podchodzi do mojej pracy i dzielnie znosi duchową nieobecność i brak obiadów.” Jak często jesteś poza domem?

Sesje wyjazdowe zaczęły się w tym roku, nie zdarza się to często i nie trwa długo. Podziękowania dla mojej rodziny związane są z moją nieobecnością duchem, nie ciałem. Czasem praca nad magazynem pochłania mnie tak bardzo, że nawet nie słyszę co mówi do mnie mój siedmioletni syn. Starsze dzieci już to trochę rozumieją, jemu jest najtrudniej. Skład magazynu wymaga dużego zaangażowania i konsultacji między mną, a Dianą, niezależnie od tego, co dzieje się za plecami mamy siedzącej przy komputerze. Bywa ciężko, bywa, że nie mam czasu przygotować posiłku, ale dajemy radę. Jak magazyn trafia do sieci- jest chwila na odpoczynek.

I bardzo dobrze! w końcu potrzeba równowagi w życiu! Do niedawna prowadziłaś jeszcze sklep Minty House właśnie z produktami wprost ze Skandynawii. Dlaczego postanowiłaś zakończyć tę działalność? Czy znalazło się coś nowego, co zajmuje Ci na tyle czasu, że nie masz już dnia na inne rzeczy?

Sklep Minty House został zamknięty z kilku powodów. Głównie chodziło o zmęczenie materiału (czyli mnie), przez co straciłam serce i zapał. Spory wpływ na to miała rosnąca, jak grzyby po deszczu, konkurencja. Nie jestem typem człowieka, który przepycha się łokciami prąc do celu, jestem za to zbyt spokojna i może też zbyt wrażliwa. Przeżywałam nadmiernie różne sytuacje, to mnie spalało.

Po zamknięciu sklepu musiałam odpocząć i nabrać znów świeżej energii by działać i tworzyć coś nowego. Prócz bloga i magazynu Pure Passion powstał projekt niedużego bistro, które za kilka tygodni będzie miało swoje oficjalne otwarcie. Teraz tam skieruję swoją energię by stworzyć miejsce z klimatem, dobrym jedzeniem i najlepszą kawą w mieście ;)

To czekamy na zaproszenie ;) Ewo, każdy wpis ma bardzo wiele odwiedzin i komentarzy. Jak udało Ci się zdobyć tak liczne grono wiernych czytelników? Może podzielisz się przepisem na sukces z innymi blogerami?

Blog Minty House w tej chwili nie jest w najlepszej kondycji jeśli chodzi o liczbę odwiedzin, bywało, że liczba wyświtleń przekraczała 100 tyś miesięcznie, teraz sporo mniej. Ale to nie jest dla mnie najważniejsze, bo najważniejsi są Ci, którzy wracają tu od 4 lat i Ci, którzy odkryli blog całkiem niedawno i Ci, którzy wpadli tu po raz pierwszy- jednym słowem Wszyscy Czytelnicy i każdy z osobna. Bez nich nic nie miałoby sensu.

Myślę, że czytelników Minty House przyciga jakiegoś rodzaju konsekwencja, to, że Minty House nie ulega modom, tylko idzie swoją drogą i w zgodzie ze swoimi zasadami. Myślę, że Czytelnik po prostu czuje prawdę w tym, co widzi i czyta. Taką mam nadzieję.

Myślę, że Czytelnik po prostu czuje prawdę w tym, co widzi i czyta.

I na pewno tak jest! Co sprawia Ci największą satysfakcję w blogowaniu?

Największą satysfakcją, jaką daje mi blogowanie, są komunikaty zwrotne moich Czytelników. Motywujące, budujące, bezcenne 

Czy promujesz jakoś specjalnie swojego bloga? 

Blog Minty House promowany jest jedynie na innych moich social mediach: ,, . Czasem, jeśli zdarzy się okazja i moje zdjęcia lub zdjęcia z naszego domu trafiają do prasy, to można przy nich znaleźć również adres bloga.

Czy na przestrzeni tych 4 lat Twojego blogowania, Minty House przechodził jakieś radykalne zmiany?

Blog Minty House w ciągu 4 lat przechodził zmiany zaledwie kosmetyczne: układ bloga, kolorystyka. Teraz szykuję się do bardziej radykalnej zmiany dotyczącej wyglądu strony, by była bardziej czytelna, czysta i wygodna w użyciu. Inne założenia (np to, że pokazuję tylko swoje zdjęcia) pozostaną bez zmian.

Na koniec już poproszę o receptę na pokonanie lenistwa, które czasami pojawia się w głowach blogerów i hamuje ich inwencje twórcze. Jestem przekonana, że i Ty nieraz przechodziłaś małe kryzysy blogowe, prawda?

Oczywiście i mnie zdarzały się i nadal zdarzają kryzysy w blogowaniu. Teraz są spowodowane głównie brakiem czasu, ale bywało, że traciłam poczucie sensu blogowych poczynań. Brakowało weny, aparat się kurzył. Wtedy zawsze z pomocą przychodził ktoś, kto napisał: Halo! Gdzie się podziewasz?

I tak krok po kroku wychodziłam z impasu. Sama chciałbym kiedyś poznać receptę na lenistwo. Pracując w domu jest podwójnie ciężko się zmotywować. Zawsze jest coś innego do zrobienia, np kawa. Myślę, że ważne jest by postawić sobie cel, a potem w swoim rytmie, do niego podążać. Wytrwałym, będzie to wynagrodzone. ;)

Myślę, że ważne jest by postawić sobie cel, a potem w swoim rytmie, do niego podążać.

Święta prawda! Dziękuję więc za znalezienie i dla mnie 5 minut!

A ja dziękuję za cierpliwość. (Ewa Szymczak)

Poprzedni wpis
Następny wpis

Komentarze

Aby dodać komentarz podaj dodatkowe informacje:

Popularne

Wybierz miesiąc