Ghost blogging to pojęcie ściśle związane z blogami firmowymi, choć nie wyłącznie. W tym kontekście oznacza prowadzenie bloga firmowego przez osobę (na zlecenie) lub wynajęta firmę (np. PR).
Często zdarza się, że firmy wynajmują niezależnych blogerów lub firmy do pisania blogów, jednak dopóki jest to wyraźnie powiedziane, nie można tego uważać za ghost-blogging.
Pokusa zawsze jednak pozostaje. Często dotyczy to bloga prowadzonego rzekomo przez CEO, prezesa czy inną zarządzająca osobę. Schemat zazwyczaj jest następujący - pod wpływem chwili nasz CEO zaczyna prowadzić blog, ale po jakimś czasie traci wenę lub przestaje go pisać z braku czasu. Jednak, aby nie ogłaszać "porażki" blogowania i "ratować twarz"- jego pisanie zleca się osobie od PR w firmie lub komuś innemu.
Tak czy inaczej, wcześniej czy później takie zabiegi są demaskowane przez czytelników.
Kryzysy związane z weną czy chęcią do blogowania zdarzają się i jest to naturalne. Jednak w takiej sytuacji najlepiej "zawiesić" bloga i otwarcie o tym napisać. Ryzyko związane z odkryciem przez czytelników tego, że tak naprawdę blog jest pisany przez kogoś innego oznacza obnażenie firmy jako po prostu nieuczciwej.
Zatem raczej nie warto, biorąc pod uwagę ryzyko. Dużo lepiej napisać: "Witajcie. Chwilowo wstrzymujemy pisanie bloga, ponieważ musimy przemyśleć kilka spraw związanych z jego prowadzeniem. Dziękujemy wszystkim czytelnikom. Nie żegnamy się, bo mamy nadzieję wrócić do pisania. Zrobimy to tak szybko, jak nam się uda."
Taka postawa nie oznacza klęski, tylko pewną refleksję jakiej należy dokonać. Blogi piszą ludzie i są tylko ludźmi.
Nie zgodzę się z tym. Sama prowadzę dwa blogi w imieniu innych firm i piszę newslettery w imieniu pracowników obsługi klienta. W moim przypadku jest to praca wspólna - w firmach nie zawsze mają czas i pomysł, ale ja znam na tyle te firmy, że pod tym, co napiszę, może podpisać się osoba, którą wyręczam. Zanim tekst trafi na blog albo zostanie wysłany w formie newslettera, czyta go osoba, która formalnie figurują jako jego twórca. Niezbyt rozumiem, co masz na myśli, pisząc o ryzyku. Od dobrych kilku lat robię to samo (najpierw newslettery, teraz newslettery i blogi) i wpadki nigdy nie było. Może dlatego, że mam dobrą pamięć i moje relacje z "pracodawcami" są luźne i serdeczne, a nie sformalizowane. Zjawisko "ghost" jest coraz popularniejsze i Czytelnicy nie mają pojęcia, że czytają coś, co nie wyszło spod pióra osoby X. Przykładów nie trzeba szukać daleko - autobiografie znanych osób nie zawsze są pisane przez nie same :>